Empatyczne rozmowy – uwaga szkodnik!

Wszyscy mamy jakieś uprzedzenia. Nauczyliśmy się ich w domu, szkole, albo jeszcze później. Wiele z nich ma mało wspólnego z rzeczywistością. Bywa, że są bardzo szkodliwe. Dlatego warto im się bliżej przyjrzeć. Do rozmowy o “szkodnikach” zaprosiliśmy Aśkę Wydrych z Fundacji Czarna Owca Pana Kota


1.    „Szkodnik” to bardzo przydatna kategoria, prawda? Dlaczego stosujemy wobec zwierząt i w jaki sposób nam się przydaje?

Jako ludzie często, jeśli nie zawsze myślimy skrótami. Oszczędzamy dzięki temu energię, którą musielibyśmy wydatkować na rozmyślania czy ważenie racji etycznych. Wybranie powszechnie funkcjonującego  schematu myślowego jest dla nas prostsze. Niestety jesteśmy w większości intelektualnymi leniami. W  procesie socjalizacji pokazuje nam się kto jest naszym sprzymierzeńcem, a kto wrogiem, kogo mamy się obawiać, a komu ufać, kogo szanować, a kim pogardzać.  Doskonale zanalizował to Michel Foucault,  który wskazywał, że tak naprawdę sami nie jesteśmy w stanie odkryć, gdzie kończą się nasze własne przekonania, a zaczynają te wdrukowane przez system i otoczenie.  Świetnie to widać na przykładzie  zjadania zwierząt. Obcujemy z nim od najwcześniejszego dzieciństwa i jest dla nas zupełnie przeźroczyste, naturalne, dopiero jakieś wstrząsające wydarzenie może nas wytrącić z tego  przekonania o oczywistości  i normalności zjadania innych istot.  Podobnie to wygląda w kontekście kategorii szkodnika, o którą pytasz.  Wdrukowano nam w procesie socjalizacji, że są zwierzęta, które należy tępić, eksterminować, i że nie powinniśmy mieć z tego powodu żadnych etycznych wątpliwości.

Kategoria szkodnika jest ludziom niezwykle na rękę – pokazuje bowiem dystans pomiędzy nami –ludźmi  a innymi zwierzętami. Ukazuje nas jako rozwinięty, dominujący gatunek, mający prawo do decydowania o życiu i śmierci zwierząt i środowiska, które nas otacza.  W takim dyskursie zwierzęta spełniają rolę podległą, mają istnieć właściwie tylko ku naszej rozrywce czy zaspokajaniu naszych potrzeb. Z reguły naszą potrzebą jest życzenie sobie śmierci zwierząt uznanych za nieprzydatne lub wręcz przeciwnie bardzo przydatne dla ludzi (np. jako nosicieli skór czy mięsa pożądanego przez ludzi).  Ten dyskurs podkreśla wyraźnie, że nie mamy wiele wspólnego z nimi, że jesteśmy od nich lepsi.  Następuje gradacja istnień, w której człowiek znajduje się na samym szczycie.  Zwierzę, jest szkodnikiem, zatem jest gorsze, nieprzydatne, stanowi zagrożenie, utrudnia człowiekowi funkcjonowanie np. pozbawia go zarobków itp. Kategoria szkodnika jest konieczna by pozbawić zwierzęta jakichkolwiek praw, stworzyć sytuację, w której jako ludzie nie jesteśmy im nic winni, nie mamy wobec nich żadnych zobowiązań  moralnych. Sytuację, w której możemy robić im co chcemy – zabijać, eksterminować systemowo, sami będąc bezpiecznymi, nie mają z tego powodu żadnych obciążeń psychicznych i emocjonalnych.

2.    Jakie zwierzęta najbardziej na tym cierpią?

Najczęściej te, którym zabraliśmy i w dalszym ciągu zabieramy przestrzeń życiową m.in. rozbudowując miasta, budując autostrady i inne mniej lub bardziej przydatne i konieczne nam obiekty. Zapominamy, że zwierzęta były tu przed nami, to my dokonaliśmy brutalnej kolonizacji terenów, które zamieszkiwały, a teraz zagarniamy kolejne miejsca,  właściwie resztki terenów, gdzie mogły czuć się bezpiecznie.  Zwierzęta dzikie mają coraz mniej bezpiecznej przestrzeni, by żyć czy wychowywać dzieci. Lasy także zagarnęliśmy – wchodząc do nich i mordując ich mieszkańców, co robią w majestacie prawa myśliwi, czy wycinając  dla tzw. powodów ekonomicznych drzewa, stanowiące ich jedyne schronienie.  Budując autostrady przez tereny leśne nie zabezpieczając bezpieczeństwa ich mieszkańców (np. tunele) przyczyniamy się do ich eksterminacji – setki tysięcy zwierząt ginie rocznie zabijanych przez kierowców samochodów. Niestety Polsce daleko jeszcze np. do Norwegii, gdzie w sytuacji, gdy rocznie na drogach ginęło około 18 tys. łosi zdecydowano się wybudować zabezpieczenia dla nich, tak by nie stawały się ofiarami wypadków, czy np. Włoch, gdzie z powodzeniem funkcjonuje prawo nakazujące udzielenia pomocy potrąconemu zwierzęciu pod groźbą kary.  W Polsce w dalszym ciągu dominuje dyskurs neoliberalny – przeliczanie wszystkiego na pieniądze, wyliczanie co bardziej opłaca się ekonomicznie. A przecież czyjeś życie, w tym wypadku zwierzęcia powinno być dobrem cenniejszym niż zysk!

Coraz bardziej kategoria zwierzęcia miejskiego spaja się z kategorią zwierzęcia dzikiego, właśnie ze względów takich, o jakim wspomniałam wcześniej.  Zwierzęta dzikie takie jak kuny, łasice, lisy, dziki, ptaki drapieżne czy nawet łosie coraz częściej zapędzają się w poszukiwaniu jedzenia na tereny miast i zostają tam. Miasta są dla nich pułapką – z jednej strony oferują szersze możliwości zdobywania pożywienia (śmietniki),  z drugiej strony są miejscem, gdzie zwierzęta giną, bo ludzie odwykli od bezpośredniego kontaktu ze zwierzętami, ich obecności obok siebie, boją się ich i chcą się ich pozbyć. Władze miast nasyłają na nie „jako szkodniki” myśliwych lub firmy, które mają je usunąć z terenu miasta, co z reguły oznacza zabicie zwierzęcia. Przeszkadzają ludziom, bo rzekomo stanowią zagrożenie (znając zachowania zwierząt można się domyślić, że same bardziej się boją od nas), mogą zaatakować dzieci, śmiecą, niszczą, śmierdzą, chodzą, żyją….  Dyskurs nazwijmy go eksterminacyjny, szukający uzasadnienia, dla zabijania zwierząt byłby absurdalny, gdyby nie miał tak tragicznych dla zwierząt konsekwencji – np. dwa lata temu na Białorusi media alarmowały, że zmutowane bobry atakują ludzi. Oczywiście cała akcja była zorganizowana po to by mieć pretekst dla planowanego odstrzału tych zwierząt… Ostatnio przez przypadek widziałam w gazecie Fakt czy Superexpress alarmistyczny artykuł o wilku, który w poszukiwaniu jedzenia zaatakował turystów, zapędził ich na drzewo i czekał pod nim, by ich pożreć. Czy nie przypomina to komedii slapstickowej? W Polsce obecnie żyje około 700 wilków, czy to tak dużo byśmy się mieli ich bać?

Eksterminujemy zwierzęta i przerzucamy winę za to na nie – na nasze ofiary.  To one są największymi przegranymi i płacą swoim życiem za urojony i nieadekwatny ludzki strach.  Jest tyle miejsca, że gdyby ludzie nie byli tak inwazyjni, doskonale moglibyśmy się  pomieścić zarówno my jak i zwierzęta. Ofiarami ludzkiej polityki prócz zwierząt dzikich zapędzających się do miast, są również zwierzęta w nich mieszkające od wielu  lat, nawet wieków – ptaki miejskie takie jak gołębie, myszy, szczury czy koty.  Wszystkie one przeszkadzają człowiekowi i mają nadany status szkodnika. Mam poczucie, że większość ludzi najszczęśliwsza byłaby zamknięta w swoim samochodzie poruszając się po betonowej pustyni, którą sobie sama zrobiła – bez zwierząt, roślin, drzew, bez żadnych śladów przyrody i natury. Wtedy czuliby się bezpieczni.

3.    To dziwne i przykre, ale w środowisku ludzi pomagających zwierzętom również funkcjonuje kategoria „szkodnik”. Które zwierzęta są do niej zaliczane? Jak tłumaczyłabyś to niepokojące zjawisko?

Myślę, że ludzie pomagający zwierzętom nie mają monopolu na wiedzę ani na empatię. Tak naprawdę nie są lepsi od przeciętnych ludzi, zostali wychowani w szowinistycznym gatunkowo społeczeństwie i tak jak inni nie są od szowinizmu gatunkowego wolni. Według mnie uważają, że skoro pomagają już jakiemuś gatunkowi zwierząt to robią już bardzo dużo i że na tym mogą poprzestać, bo już czują się lepsi od innych. A to nie wystarcza. Skoro zajmują się zwierzętami, najczęściej psami i kotami powinniśmy od nich wymagać więcej empatii i etyczności – również w stosunku do innych gatunków. Niestety w dalszym ciągu wiele osób działających dla psów i kotów zjada zwierzęta – oburzając się przy tym na zjadanie psów w Chinach sami zjadają świnie czy kury, istoty równie, o ile nie bardziej inteligentne i rozwinięte emocjonalnie i społecznie od psów. Wiele osób mówi kocham zwierzęta, a myśli tak naprawdę tylko o psach i kotach. Wiele osób nie uważa, że prowadzenie testów na zwierzętach, polowanie , przerabianie zwierząt na ubrania i jedzenie ich jest nieetyczne. Sądzą, że należy tylko ubrać to w jakieś ramy humanitarnego zabijania. Nie istnieje taka kategoria – żadne zabijanie nie jest humanitarne ani etyczne, tak jak nie ma sprawiedliwych wojen.

Pi – uratowana przez Tomka z Owcy jako pisklę – wykazała się hartem ducha i inteligencją w walce o życie

Wiele osób mówi o dobrostanie zwierząt, a nie o ich prawach, chce poszerzać klatki, a nie je likwidować. Oczywiście tu mogą się pojawić zarzuty, że w obecnej sytuacji nie jest to realne, ale patrząc na historię innych ruchów społecznych – wyzwolenia kobiet, LGBT czy abolicjonistycznego walczącego o prawa osób czarnych, też można powiedzieć, że nie było sprzyjających warunków,  a jednak nie walczyły one o ćwierć-rozwiązania. Ci ludzie głosili niepopularne poglądy, często będąc wyśmiewanymi i lekceważonymi, ale wiedzieli, że nie tylko ich działania, ale i ich słowa kreują rzeczywistość. Dziś bardzo często o tym zapominamy wybierając głoszenie asekuracyjnych poglądów.

Nawet ludzie wydający się wrażliwymi, opiekujący się zwierzętami – traktują bezwarunkową eksterminację szczurów jako coś oczywistego, normalnego, co należy robić. Bo tak się robiło od zawsze, ale od zawsze również np. kobiety nie miały praw wyborczych i czy to oznacza, że tak ma już pozostać? Raczej nie, świat idzie do przodu, my też powinniśmy i powinnyśmy. Zachowujemy się tak jakby szczury nie miały prawa do życia. Uważam, że na nas jako osobach zajmujących się zwierzętami i ich prawami spoczywa obowiązek kreowania właściwych postaw – jeśli osoby zajmujące się zwierzętami mówią, że jakieś zwierzę jest szkodnikiem, i że należy je zabijać to jak to wygląda z zewnątrz? Z jednej strony jak hipokryzja, bo czemu jedne zwierzęta mają zasługiwać na życie bardziej niż inne, ale też daje to innym ludziom wyraźny sygnał, że nie mają żadnych moralnych obowiązków wobec tych zwierząt. Brakuje nam holistycznego spojrzenia na zwierzęta, na środowisko, na świat, na ludzi. Rzadko dostrzegamy powiązania, dyskryminację krzyżową, większość osób zajmuje się jednym tylko gatunkiem, a reszta ich nie obchodzi. Nie mówię, że mają ratować wszystkie zwierzęta osobiście, ale powinni przynajmniej im nie szkodzić.

To, o co pytasz jest dużym problemem. Moim zdaniem ludzie, którzy dzielą zwierzęta na lepsze i gorsze nie mają tej kwestii dobrze przemyślanej, myślą schematami, które kiedyś zostały im wdrukowane. To są ludzie, przed którymi jeszcze długa droga, by stać się w pełni etycznym i empatycznym człowiekiem. Ostatnio na jednej grupie na Facebooku, bodajże była to grupa Wegetarianie Polska, czyli teoretycznie grupa, w której powinny znajdować się osoby empatyczne, pojawił się post dotyczący męża jednej z polityczek. Informacja dotyczyła tego, że jest myśliwym. Nieprzyjemnym zaskoczeniem dla mnie była ilość postów, które wspierały prawo myśliwych do zabijania zwierząt. Pojawiały się nawet posty, że niektórych zwierząt np. dzików jest tak dużo, że trzeba je zabijać, i że jest to dobre! To, co od razu mi się nasuwa jako odpowiedz dlaczego nie zabijamy ludzi, których jest w końcu też bardzo dużo? Czemu stosujemy różne standardy wobec ludzi i zwierząt? Zaskakuje mnie, że niektóre osoby deklarujące się jako wegetarianie na różnych grupach na Facebooku piszą, że niektóre zwierzęta to szkodniki. Najczęściej ich niechęć dotyka szczurów, myszy, gołębi, owadów, ale też zwierząt dzikich, takich jak dziki czy lisy, zwierząt, które stanowią jakieś zagrożenie dla ludzkich interesów ekonomicznych. Uważają, że można je bezkarnie, bez żadnych wątpliwości moralnych zabijać. Porównują zabijanie gołębi, dzików, szczurów czy lisów do zabijania komarów. Tak jakby zabijanie owadów było jakkolwiek etycznie uzasadnione. Owady mają takie samo moralne prawo do życia jak my – ani mniejsze ani większe. Czytając Toma Regana można znaleźć odpowiedni cytat na każdą okoliczność, dla mnie takim cytatem jest stwierdzenie, że traktowanie zwierząt z szacunkiem, nie jest kwestią naszego dobrego serca, tylko sprawiedliwości społecznej. Niestety zbyt wiele osób zdaje się o tym nie pamiętać.

4.    W historii międzyludzkiej nienawiści kategoria „szkodnik” również była i jest chętnie wykorzystywana. Sporo mówi na ten temat Charles Patterson w książce „Wieczna Treblinka”. Powiesz coś więcej?

Nie wiem czy uda mi się powiedzieć więcej – on napisał na ten temat ponad 200 stron! Wiele jest na to przykładów w naszej historii. Warto się interesować i śledzić historię, bo niestety się powtarza. A my jak na razie jako gatunek niczego się nie nauczyliśmy. Tylko w samym XX wieku mieliśmy kilkanaście przykładów ludobójstwa, które pochłonęło życia 262 milionów ludzi – Ormian w Turcji, Tatarów krymskich w Rosji Radzieckiej, był Holokaust Żydów, zabijanie Tutsi przez Hutu w Rwandzie,  bośniackich Muzułmanów przez Serbów i Chorwatów podczas wojny domowej na Bałkanach, zabójstwa w Kambodży, mordowanie Palestyńczyków przez państwo Izrael czy Kurdów w Iraku.  Mówię tu tylko o zabójstwach ze względu na pochodzenie etniczne ofiar, ale zabijano przecież również ze względu na wyznawane poglądy jak np. mordowanie zwolenników hiszpańskiej republiki przez faszystów generała Franco – ponad 200 tys. w przeciągu 10 lat od zakończenia wojny domowej w Hiszpanii w 1939 roku, w Chile mordowanie zwolenników prezydenta Allende przez siepaczy generała Pinocheta, ofiary tzw. generalskich rządów w krajach Ameryki Południowej takich jak Argentyna, Urugwaj, Paragwaj, Gwatemala i wielu innych. W niektórych krajach afrykańskich morduje się osoby homoseksualne. Wszędzie odbywa się to według jednego schematu, w którym dominującą rolę odgrywa język. Wykorzystuje się wydawałoby się neutralne nazewnictwo gatunków zwierząt do określenia konkretnych grup osób, które mają stać się celem ludobójstwa. Nagle Żydzi, Kurdowie czy Palestyńczycy stawali się szczurami, robakami, psami, bydłem, w zależności od kontekstu kulturowego, w którym się to działo. Język przygotowywał grunt pod kolejne formy opresji danej grupy, powodował jej dehumanizacje i umożliwiał traktowanie jako coś gorszego.

Pirat – szczurek z interwencji.

Usprawiedliwiał zabijanie, bo skoro byli szkodnikami działającymi na szkodę danej grupy etnicznej czy ideologicznej należało się ich pozbyć. Język usprawiedliwiał ich wykluczenie ze wspólnoty ludzkiej, zniesienie zobowiązań etycznych wobec nich, a na końcu ich uśmiercenie. To pokazuje jaką moc i znaczenie ma język. Był wykorzystywany do kreowania rzeczywistości, w której możliwe stało się ludobójstwo, a obecnie wykorzystywany jest do tworzenia świata, w którym możliwe jest mordowanie 70 miliardów zwierząt rocznie.  Metodologie opresji przetestowane na zwierzętach dominujące grupy zaczęły stosować wobec przedstawicieli swojego gatunku, którzy z różnych względów im nie pasowali. Niestety na bieżąco możemy oglądać jak wygląda to w praktyce patrząc na to co się dzieje choćby obecnie w Izraelu z Palestyńczykami – wystarczy poczytać wypowiedzi np. naczelnego rabina wojska izraelskiego, który przyrównuje Palestyńczyków do robactwa, które należy wytępić i namawia do gwałtów na Palestynkach. Jest to wstrząsająca lektura. Podobnie w latach 90-tych XX wieku w Rwandzie radio Hutu nadawało audycje, w których przyrównywało ludzi z grupy etnicznej Tutsi do robaków i szczurów i zachęcało, by ich zabijać. Audycje były wielokrotnie powtarzane, a w świadectwach ofiar przewija się informacja, że miały bezpośredni wpływ na to, że Hutu wzięli maczety do rąk i zaczęli ścigać i polować na Tutsi. Zabójcy muzułmanów w Srebrenicy mówili o pęcherzach, które im na rękach powstawały podczas zabijania muzułmanów. Od naciskania spustu i przeładowywania broni. Podobnie ludzie zabijający zwierzęta w rzeźni. Naprawdę nie ma różnicy. Jeden ból, jedno cierpienie, jedno prawo do życia.

5.    Od dłuższego czasu zajmujecie się ratowaniem i leczeniem dzikich ptaków żyjących w mieście. Są to przede wszystkim gołębie. Jak to się zaczęło?

Tak naprawdę w przeciągu 6 lat istnienia Fundacji – Owca przeszła metamorfozę, rozwijała się i doroślała wraz z nami. Gdy zaczęliśmy bardziej holistycznie patrzyć na prawa zwierząt nie tylko przez pryzmat jednego gatunku, wtedy i Owca się zmieniła.  Nie jesteśmy organizacją, która skupia się na jednym gatunku, staramy się nie tylko bezpośrednio pomagać trafiającym do nas zwierzętom, ale również edukować i mówić o prawach zwierząt, wszystkich zwierząt, chcemy zmian w świadomości. To co przyświeca Owcy to hasło „działamy dla wszystkich zwierząt – wszystkie są ważne”. Nie dzielimy zwierząt na lepsze i gorsze, ale też nie chcemy, by nas szufladkowano jako organizację pomagającą tylko kotom, albo tylko ptakom. Każde potrzebujące pomocy zwierzę otrzyma ją u nas – trafiają do nas różne zwierzęta, począwszy od ptaków takich jak gołębie czy sierpówki przez gryzonie, a na kurach skończywszy. Różne są ich losy, większości całe szczęście udaje się pomóc. Pierwszym ptakiem, pierwszym i najważniejszym, który zresztą do tej pory jest z nami – była Pi, która została uratowana przez Tomka z naszego zespołu. Miała maksymalnie 2-3 tygodnie, gdy jak podejrzewamy wypadła z gniazda na dachu i wpadła do rury spustowej. Musiała tam dłuższy czas siedzieć bo była chuda i bardzo brudna. Jej skrobanie i rozpaczliwe próby wydostania się usłyszała kobieta i zwróciła się do Tomka o pomoc w wydostaniu ptaka. Okazało się, że nie jest to jednak takie łatwe, bo ptak już był poniżej poziomu chodnika. Nie działały różne sposoby by ją wyciągnąć. Kobieta zaproponowała, że może wrzucić tam motek sznurka, że może ptak się chwyci. Tomek miał spore wątpliwości, ale to był już ostatni pomysł, który można było wykorzystać. Zostało już tylko dzwonienie na straż pożarną. W każdym razie opuścił ten motek sznurka i poczuł, że ptak usiłuje się na niego wdrapać, próbowali chyba z 3 razy. Pi miała bardzo dużą wolę przeżycia. Za trzecim razem mocno się chwyciła, wbiła pazurami w sznurek i udało jej się na tym motku trochę jak na takiej prymitywnej windzie wydostać z pułapki. Była dzieckiem, które nie potrafiło samodzielnie jeść, przez 9 miesięcy usiłowaliśmy ją nauczyć tej sztuki, nic nie skutkowało, karmiliśmy ją, aż w końcu nauczyła się od innego ptaka, który do nas trafił. Jednak w tym czasie oswoiła się z nami, traktowała nas jak rodzinę i niestety nie mogła zostać wypuszczona. Jest z nami już ponad 2 lata. Od tego czasu do Fundacji trafiło kilkaset ptaków, większość po leczeniu i rehabilitacji wróciła na wolność, niektórym tylko nie udało się pomóc.

Astro- ptak uratowany w Krakowie na Placu Nowym. Mimo niezwykłego wyglądu nie uniknął losu niewidzialnej dla ludzi istoty.

6.    Jakie są najczęstsze mity na temat gołębi wynikające z niewiedzy i uprzedzeń?

W stosunku do zwierząt, w tym ptaków, ale też gryzoni czy kotów funkcjonuje bardzo dużo jakiś absurdalnych mitów. Najczęściej powtarzanym jest mit dotyczący brudu – warto zauważyć, że kategoria brudu jest kategorią faszystowską, stosowaną przez nazistów. Pojawia się ona bardzo często w stosunku do zwierząt. Ptaki brudzą, koty są brudne, szczury to w ogole chyba są zbudowane z brudu, a nie z komórek – mówię to oczywiście ironicznie. Jest to coś co w ogóle nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości, a jest tylko zbiorem uprzedzeń, dzięki którym tłumaczymy sobie naszą obojętność wobec cierpienia istot żyjących obok nas. Kolejna rzecz to strach przed chorobami, które jakoby roznoszą zwierzęta. Ludzi bardzo się tego boją, boją się pomóc potrzebującemu zwierzęciu, boją się zarazić jakąś przerażającą chorobą. Osobiście zajmuje się już ponad 6 lat bezpośrednią pomocą zwierzętom, miałam kontakt z setkami zwierząt, również mocno schorowanych i niczym się nigdy nie zaraziłam! Szczerze mówiąc bardziej bym się bała chorób roznoszonych przez ludzi.  Mam wrażenie, że  ludzie stali się  niewolnikami tego strachu, który ich paraliżuje, a na każde racjonalne tłumaczenie reagują histerią. Mamy sporo doświadczeń z osobami, które znalazły potrzebujące pomocy zwierzę i zamiast pomóc zgodnie z naszymi wytycznymi porzuciły je bo były sparaliżowane tym irracjonalnym strachem np. kobieta z dzieckiem zostawiła krwawiącego ptaka bez pomocy, bo bała się, że ptak coś zrobi jej dziecku. Całe szczęście dla tego ptaka, w pobliżu mieszkała wolontariuszka Fundacji, która zgarnęła ptaszka, wsadziła do pudełka kartonowego i wysłała do współpracującej z nami weterynarki taksówką. Jednak mimo to ptak umarł. Może gdyby wcześniej otrzymał pomoc stałoby się inaczej.

Pi

Ludzie nazywają gołębie „latającymi szczurami” albo „latającymi kebabami”, co jest podwójnym szowinizmem gatunkowym. Jest bardzo dużo agresji w stosunku do tych ptaków – przynajmniej w Krakowie, gdzie ludzie tak strasznie drżą o elewację swoich budynków i rozpadające się zabytki. Dla mnie osobiście życie i dobre funkcjonowanie zwierzęcia jest ważniejsze niż martwe przedmioty, rozpadające się już zupełnie ze starości i braku remontu, do czego raczej chyba nie przyczyniają się ptaki!

Ludziom też wydaje się, że ptaki i inne zwierzęta można karmić resztkami z naszego stołu, jakimiś obierkami czy zapleśniałym chlebem. To jest szkodliwe, przez to również umierają zwierzęta. Często ludzie karmią ptaki chlebem, który zawiera sól, która powoduje choroby nerek. Ciężko to potem wyleczyć. Przez niewiedzę i brak chęci do zdobywania wiedzy ludzie często szkodzą zwierzętom.
Inną ważną kwestią – choć może nie jest to mit, ale wspomnę o tym bo to jest bardzo istotne,  jest to, że ludzie nie mają styczności z ptakami, nie obserwują ich, nie znają ich zachowań, w ogóle ludzie obecnie nie mają kontaktu ze zwierzętami, tak naprawdę nawet zwierzęta domowe – psy i koty znają pobieżnie. Według mnie tu leży problem, że ludzie nie są w stanie właściwie  odczytać stanu, w jakim znajduje się potrzebujące zwierzę. Są przyzwyczajeni do sygnalizowania bólu przez psy czy koty, wyraźnych sygnałów dźwiękowych, szczekania, skomlenia, miauczenia. A ptaki funkcjonują inaczej, nie okazują w ten sposób bólu, nie wydają dźwięków. Póki mogą, to funkcjonują, drepczą, przemieszczają się . Ptaki, a zwłaszcza gołębie, są piechurami, są w ciągłym ruchu. Przestają się ruszać dopiero wtedy, gdy jest już naprawdę źle, gdy śmierć jest blisko. Wtedy siedzą nastroszone, zamknięte w swoim świecie, z przymkniętymi oczami.  Opowiem Ci jeszcze jedną historię – tuż przed świętami Wielkanocnymi jedna osoba znalazła ptaka. Dostała od nas informację co należy zrobić, jak się zająć ptakiem wraz z pytaniem czy może go zawieść do weterynarza. Nie zawiozła go. To była Wielka Sobota, weterynarz był otwarty do godz. 12, potem przez kilka następnych dni zamknięty. To była ostatnia szansa, by udzielić pomocy temu ptakowi. Nie poinformowała nas też o tym, że go nie zabierze do weterynarza. Postawiła na balkonie i wieczorem nam go dostarczyła. Mówiła, że czuł się dobrze, pił, jadł. W 10 minut od tego jak go nam przywiozła – ptak umarł. Miał rany na ciele, był odwodniony i miał puste wole. Wtedy pierwszy raz nie mogłam już powstrzymać złości i na nią nakrzyczałam – ten ptak umarł przez tą osobę, przez to, że nie potraktowała go poważnie. Mógł przeżyć gdyby dostał pomoc. A osoba, która go wzięła z ulicy zamiast do końca udzielić mu pomocy zatrzymała się w połowie uznając, że ptak dobrze się czuje. Nie była weterynarką, nie znała się na ptakach, ale autorytarnie zadecydowała o jego zdrowiu i życiu. To była bezsensowna śmierć. Nie musiał umierać. Wielu zwierzętom dałoby się pomóc na czas, gdyby ludzie reagowali widząc je – gdyby pomogli od razu, od razu zabrali do weterynarza.

7.    Kiedy przechodzimy obok dzikich ptaków w mieście, na co warto zwracać uwagę? Jeśli chcemy im pomóc jak to robić umiejętnie?

Skoro pomoglibyśmy potrzebującemu pomocy człowiekowi, powinniśmy również pomóc zwierzęciu. To jest to samo życie, tak samo cenne i ważne. Zwierzęta potrzebujące pomocy łatwo zauważyć, naprawdę to widać od razu, nie trzeba bardzo uważnie ich wypatrywać. Trzeba tylko wyrobić w sobie taki nawyk, że się rozglądam, i że zwierzęta są ważne, że mam wobec nich jakieś zobowiązania moralne i że nieetycznym byłoby zostawić je bez pomocy. Nawet jeśli się spieszę, jeśli mam coś załatwić. To może poczekać, w sytuacji, gdy komuś grozi śmierć.

Pierwszą rzeczą, która powinna zwrócić naszą uwagę jest to, że ptak jest osowiały, skulony, nie reaguje na podchodzącego do niego człowieka. Gdy widzimy młodego ptaka, który jest sam na chodniku, pod budynkiem, w wybetonowanej przestrzeni, siedzi skulony, ma rozwarty lub posklejany dziób, jest nastroszony, chudy – reagujmy, bo potrzebuje pomocy! Podobnie, gdy widzimy ptaka mającego problemy ze skrzydłami, takiego, który ciągnie skrzydło za sobą, nie jest w stanie odlecieć, ma zlepione pióra, jest przemoczony, czy ptaka zakrwawionego, utykającego na łapę. To są najczęstsze przypadki z jakimi mamy do czynienia. Najgorsze jest lato, gdy w miastach jest mało albo wcale nie ma poideł, tak jak np. w Krakowie, gdzie Urząd Miasta uważa, że jest to zupełnie niepotrzebne, wtedy jest wysyp wysuszonych i odwodnionych ptaków. Nie wszystkie da się uratować, również ze względu na ograniczoną ilość osób zaangażowanych w akcje ratunkowe. Organizacje prozwierzęce mają ograniczoną liczbę wolontariuszy, którzy i które też pracują zawodowo by się utrzymać i nie mają możliwości być wszędzie 24 godziny na dobę. Dlatego tak ważne jest by osoby, które widzą potrzebujące zwierzę reagowały! Są już na miejscu, mogą uratować życie konkretnemu zwierzęciu, a w sytuacji, gdy zwierzę jest ranne, odwodnione to każda minuta jest dla niego cenna, oznacza jego być albo nie być, jego przeżycie. Dlatego najlepiej, gdy spotka się potrzebujące pomocy zwierzę od razu zabrać je do weterynarza, to może uratować mu życie i zdrowie. To powinna być nasza pierwsza czynność, kolejną – kontakt z organizacją wyspecjalizowaną w pomocy, która w sposób profesjonalny zajmie się uratowanym zwierzęciem, lub udzieli informacji jak to zrobić.

8.    Czy weterynarze miejscy specjalizujący się w chorobach psów i kotów znają się w ogóle na ptakach, w szczególności na dzikich ptakach takich jak gołębie czy kawki?

W Polsce jest problem z weterynarzami zajmującymi się ptakami, średnio w mieście powyżej 300 tys. mieszkańców może jest jeden, który jest specjalistą lub cokolwiek wie na temat ptaków. W większości są to lekarze specjalizujący się w zwierzętach domowych psach i kotach. Jak na razie my mamy to szczęście, że współpracujemy z dwoma świetnymi weterynarkami – specjalistkami od ptaków. Wiem, że we Wrocławiu też jest kilku sensownych weterynarzy zajmujących się ptakami. Niestety to rzadkość.

Z ptakami poradzą sobie też gabinety wyspecjalizowane w zwierzętach egzotycznych, w nich można szukać pomocy, gdy znajdziemy potrzebującego pomocy ptaka.

9.    Czy Owca ma jakieś porady dostępne online dotyczące pomagania ptakom i innym zwierzętom?

Z naszego kilkuletniego doświadczenia wiemy, że ludzie nie bardzo wiedzą jak pomóc, nawet jeśli chcą pomóc zwierzęciu. Warto  się zastanowić nad polskim systemem edukacji, skoro kończąc szkołę więcej wiemy o pantofelku i jakiś bakteriach niż o zwierzętach, które żyją koło nas. Szkoda, że w szkole nie uczymy się aktywności i reagowania w sytuacjach kryzysowych z udziałem ludzi i zwierząt.  Dlatego stworzyliśmy stronę poświęconą pomocy zwierzętom: www.dlazwierzat.org, gdzie można znaleźć przydatne informacje jak się zachować, na naszej stronie fundacyjnej również zamieściliśmy krótki przewodnik – http://czarnaowca.org/index.php?option=com_content&task=view&id=555&Itemid=,

Wiele przydatnych informacji zawarłam również w rozdziale 4 „Książki o prawach zwierząt”, którą napisałyśmy wspólnie w ubiegłym roku. W rozdziale tym opisałam różne sposoby na zmianę sytuacji zwierząt tu i teraz. Warto przeczytać, bo wiele osób może spotkać na swojej drodze potrzebujące pomocy zwierzę i lepiej dla tego zwierzęcia by wiedziało jak mu pomóc. Pomaganie naprawdę nie jest trudne, a daje dużo satysfakcji i radości, zwłaszcza gdy widzisz jak ktoś kto prawie umierał, coraz lepiej sobie radzi.

10.    Jakich ptaków nie należy zabierać do domu? Tzn. co jest dla nich normą, którą możemy pomylić z chorobą?

Niestety nie wszystkie ptaki są tak doskonałe jak kury, które są zagniazdownikami, i już drugiego dnia po wykluciu się samodzielnie jedzą i właściwie tylko gabarytami różnią się od dorosłych ptaków. Większość ptaków musi nauczyć swoje potomstwo jak zdobywać pożywienie i funkcjonować samodzielnie. Tak funkcjonują np. gołębie, sierpówki, kosy, sowy, wrony, kawki, gawrony, kwiczoły, śpiewaki. Dlatego dużym  problemem jest zabieranie podlotów, które wyszły z gniazda, by pod opieką rodziców uczyć się samodzielnego życia Podobna sytuacja dotyczy innych zwierząt dzikich np. saren. Rodzice pozostawiają takie dziecko by uczyło się obserwując je z daleka i czuwając nad nim. Zabranie go w takiej sytuacji to zrobienie mu krzywdy, dlatego każdorazowo trzeba poświęcić trochę czasu i poobserwować zwierzę, czy nie pojawi się jednak rodzic. Może też zdarzyć się tak, że zwierzę potrzebuje naszej pomocy, bo zostało samo, bo coś się stało z rodzicem, np. został potrącony przez samochód. Jeśli widzimy ptaka zagubionego, zabiedzonego, odwodnionego, wysuszonego, nie kontaktującego, samotnego to warto się nim zainteresować. Poświęcić chwilę, poobserwować.

Mauro, uratowany przez jednego ze współpracujących z Owcą weterynarzy, pod opieką Owcy dochodził do siebie

Zwierzę dzikie znajdujące się w niebezpiecznym otoczeniu – np. blisko ulicy, czy w miejscu, gdzie bytują dzikie koty, może potrzebować naszej pomocy i w takiej sytuacji nie wahałabym się i interweniowała. Zdarzyła się sytuacja, że kobiecie, która znalazła małą srokę siedzącą niedaleko ulicy – wszystkie organizacje zajmujące się pomocą dzikim zwierzętom doradzały by ją zostawić. Mała sroka została rozjechana przez samochód. Kobieta widziała jak rodzice małej sroczki latali nad jej zwłokami i lamentowali. Prócz racjonalnego podejścia musimy też mieć serce.  Zwierzęta nie mogą stać się dla nas kolejnymi numerami w ewidencji czy jakąś masą, one są jednostkami i zasługują na indywidualne potraktowanie.

11.    Niektórzy mówią, że naturze nie należy przeszkadzać. W jakim zakresie powinniśmy ingerować w życie dzikich zwierząt?

Nie ma czegoś takiego jak natura w tym momencie. Człowiek dotarł wszędzie, wszystko skolonizował, wszystko niszczy. Ostatnie nietknięte tereny w Europie znajdują się w Norwegii i Finlandii. To jednocześnie ostatnie najgęściej zalesione tereny na naszym kontynencie. Myśliwi rocznie w samej tylko Polsce mordują blisko 700 tys. zwierząt – są to tylko dane oficjalne, ilość zwierząt zabijanych w szarej strefie nie jest znana. Wszędzie stawiane są fermy przemysłowe czy fermy futrzarskie, które nie tylko są obozami koncentracyjnymi dla zwierząt, w nich przebywających, ale również niszczą środowisko naturalne. Nasza cywilizacja jest ufundowana na krzywdzie zwierząt i natury. Nie ma już miejsc nie skażonych przez człowieka, dlatego mówienie o tym, że naturze nie należy przeszkadzać jest jakimś nieporozumieniem. Mamy nie przeszkadzać naturze, ale tylko wtedy gdy jest to dla nas wygodne, np. gdy w imię zgody z naturą myśliwi eksterminują zwierzęta, albo gdy trzeba zainterweniować i pomóc rannemu czy choremu zwierzęciu. Wygodniej jest zasłaniać się wtedy naturą. Dlaczego nie mówimy że naturze nie należy przeszkadzać, gdy chcemy przez ostatnie zalesione tereny przeprowadzać autostrady?

Sierpówka Maleństwo zaatakowana przez drapieżnika i wyleczona przez Fundację, Miała szczęście że znalazła ją osoba, która od razu zawiozła ją do weterynarza – co uratowało Maleństwu życie.

Już niestety dawno zwierzęta przestały funkcjonować w swoim naturalnym środowisku, coraz więcej zwierząt o czym mówiłam wcześniej funkcjonuje w miastach. Dlatego uważam że należy interweniować, gdy widzimy potrzebujące pomocy zwierzę. Należy robić to jednak zgodnie z etyką i kierując się dobrem zwierzęcia. Jeśli rokowania weterynaryjne dają nadzieje – trzeba walczyć o życie zwierzęcia, by potem przywrócić je na wolność. Jeśli leczenie może oznaczać życie w cierpieniu, a później w niewoli trzeba się zastanowić co dla takiego zwierzęcia zgodnie z jego potrzebami byłoby lepsze. Na przykład dla dzikiego ptaka, który ma tak pogruchotane kości w skrzydle, że trzeba amputować skrzydło, ta amputacja to koniec życia, ptak będzie miał problemy z utrzymaniem równowagi, będzie się wyziębiał, bo skrzydła chronią korpus przez chłodem, nigdzie już nie poleci,  reszta życia – krótka, , będzie dla niego koszmarem i cierpieniem.  Procesu niszczenia natury nie da się już cofnąć, można co najwyżej starać się ratować to co jeszcze można. Ograniczać globalne spożywanie zwierząt poprzez promocję weganizmu, likwidować fermy przemysłowe, zalesiać tereny, ograniczać emisję gazów. Jeśli jako gatunek chcemy przeżyć musimy to zrobić. Tylko od nas zależy jak świat będzie wyglądał i nasze najbliższe otoczenie. To my jesteśmy najważniejszymi decydentami i mamy wpływ na to. Wykorzystajmy to.

Rozmawiała Katarzyna Biernacka


Aśka Wydrych – aktywistka prozwierzęca, weganka, feministka, założycielka Fundacji Czarna Owca Pana Kota, z wykształcenia politolożka i fundraiserka. Absolwentka Szkoły Liderów PAFW. Autorka kilkunastu artykułów do prac zbiorowych i czasopism nt. feminizmu i praw zwierząt, autorka i współautorka trzech książek z zakresu praw zwierząt, gry planszowej, oraz czterech filmów dokumentalnych. Kocha Hiszpanię.

W dłoniach Aśki – Dolores. Mimo troski i opieki jaką otrzymała w Owcy przeżyła tylko 10 tygodni.


Alicja Spodenkiewicz

Weganka od 2002 roku. W Empatii od tak dawna, że nie pamięta już od kiedy. Jest lekarką weterynarii. Pracuje dla organizacji pozarządowych. Prowadzi dom tymczasowy OGON- Opieka nad Gryzoniami Odrzuconymi i Niechcianymi. Trafiają tam zwierzęta uratowane przed śmiercią w laboratoriach. Być w środowisku prozwierzęcym i nie znać Alicji to niemal niemożliwe.

Pomóż nam działać

Wspieraj Empatię

Darowizna

Podaj kwotę

1procentpodatku

Przekaż