Karp, śledź czy tuńczyk? A może delfin? Czyli co robimy rybom i innym zwierzętom wodnym

Wszyscy wiemy, co dzieje się w sklepach podczas sprzedaży żywych karpi w tygodniu poprzedzającym Boże Narodzenie. Przepełnione rybami akwaria, woda często zabarwiona krwią, ryby miotające się w plastikowych siatkach bez wody. Jakby wszyscy nagle zapomnieli, że ryby są czującymi istotami. Jakby dźwięk kolęd w magiczny sposób zagłuszał empatię. Jakby tradycja, nie taka znowu stara, bo trwająca zaledwie parędziesiąt lat, była ważniejsza od refleksji nad rzeczywistą wartością obyczaju i jego kosztami.

Trzeba pamiętać, że krzywda karpi zaczyna się jeszcze zanim trafią do sklepu. W celu łatwiejszego wydobycia ryb przeznaczonych na świąteczne półmiski, hodowcy spuszczają wodę ze stawów, w których rosły karpie. Przypomina to odcedzanie ugotowanych ziemniaków, tyle że karpie są zwierzętami, a nie roślinami. Czują ból, ale przeżywają stres i strach, a mimo to są ładowane do pojemników z lodem, jakby niczego nie odczuwały. W ten sposób są transportowane do sklepów. Siedemnastowieczny filozof Kartezjusz, który uważał, że zwierzęta to nic nieczujące maszyny, zapewne uśmiecha się w grobie. Wbrew reklamowym hasłom kampanii Gai „Lud lubi karpia, karp lubi lód”, karp bezdyskusyjnie woli wodę – tam może oddychać i żyć.

Poznajmy jednak prawdziwe proporcje – co jest górą lodową, a co zaledwie jej czubkiem? Nie znamy dokładnych liczb mówiących, ile karpi ginie w przedświątecznej sprzedaży w Polsce, ani ile ryb wszystkich gatunków ląduje w ciągu roku w rybackich sieciach, gdyż w obu przypadkach zwierzęta te liczone są w tonach. Niemniej możemy przynajmniej zobaczyć skalę i obliczyć procenty. W 2005 roku, według obliczeń Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), w ramach rybołówstwa zabito ryby, których łączna waga wyniosła 141 milionów ton, z czego około jedna trzecia pochodziła z hodowli. W latach 2009-2012 średnia roczna konsumpcja karpi wynosiła 17,3 tysięcy ton (około 0.45 kg rocznie na przeciętnego Polaka – z populacji 38,5 mln osób). Zatem roczna sprzedaż karpia, z której ponad 90 procent przypada na grudzień, stanowi mniej niż 1 procent rocznej liczby ryb zabitych w ramach rybołówstwa. Staw rybny niech przywiedzie więc na myśl morza i oceany. Samochód dostawczy – kutry rybackie i trawlery. Karp zaś – tuńczyka, śledzia czy makrelę. Karp w galarecie, puszka sardynek czy sushi – niezawiniony ból, strach i cierpienie.

Jonathan Safran Foer w swojej książce „Zjadanie zwierząt” wydanej w tym roku po polsku przez Krytykę Polityczną porównuje rybołówstwo do wojny wytoczonej rybom przez człowieka:

Moim zdaniem słowo „wojna” dobrze określa naszą, opartą na dominacji i technikach zagłady, relację z rybami. (…) Rybołówstwo przemysłowe działa trochę inaczej niż chów przemysłowy, ale należy do tej samej kategorii i powinno się o nim myśleć w podobny sposób – jak o masowej egzekucji. Dotyczy to szczególnie akwakultury (chodzi o wydzielanie części akwenów, w których intensywnie hoduje się ryby i inne zwierzęta wodne), ale odnosi się też do rybołówstwa ekstensywnego, które opiera się na podobnych technikach i założeniu. (…) Rybołówstwo opiera się na wojskowej technologii. Dosłownie. Radary, echosondy (stosowane kiedyś do lokalizacji statków podwodnych wroga), wojskowe systemy nawigacji dają rybakom ogromną przewagę nad przeciwnikiem. Generowane satelitarnie mapy temperatury wód oceanicznych pozwalają na szybkie ustalenie położenia ławic. (…) Jedna flota rybacka do połowu tylko jednego gatunku wykorzystuje 1200 sieci, z których każda ma 60 kilometrów długości. Na pokład statku w ciągu kilku minut wciąga się 50 ton ryb.

Z raportu organizacji fishcount.org.uk „Worse things happen at sea: the welfare of wild-caught fish” dowiadujemy się ze szczegółami, których wolelibyśmy nie znać, jak wygląda odbieranie życia czującym zwierzętom kręgowym w ramach rybołówstwa. Blednie przy tym nawet ubój bez ogłuszenia, tzw. ubój rytualny, o którym niedawno było tak głośno. Po znalezieniu się na pokładzie statku wiele ryb wciąż żyje i są przytomne. Większość z nich umiera albo na skutek uduszenia się, albo uduszenia i wypatroszenia. Badania wykazały, że patroszone na żywo śledzie mogą pozostawać przytomne nawet przez 25-65 minut, zaś rybom paru gatunków, takich jak śledź, dorsz czy sola, utrata przytomności z powodu samego duszenia się bez wody zajmuje do 3 godzin.

Podczas połowów przemysłowych, oprócz zawrotnej liczby ryb, którym życie odbiera się z premedytacją, ginie ogromna liczba zwierząt, które teoretycznie nie miały się znaleźć w sieci. Jonathan Foer przytacza takie oto obrazowe porównanie:

Wyobraź sobie porcję sushi. A na nim kawałek mięsa każdego stworzenia, które zostało zabite, by można było zaserwować tę jedną porcję. Talerz musiałby mieć półtora metra średnicy.

Tak, ten sektor ludzkiej działalności ma wielki rozmach, a równocześnie lubi eufemizmy. Zabijanie, w dodatku tak okrutne, nazywa połowem, a dodatkowe ofiary to „przyłów”. Gdyby urządzić konkurs na eufemizmy związane z tą branżą, nagrodę przyznałabym jednak Towarzystwu Promocji Ryb „Pan Karp” zajmującemu się promocją zabijania i zjadania tych zwierząt. Wyróżnienie dostałoby jednak nie za własną nazwę, lecz za określenie „arka” dla sztywnego plastikowego korytka, w którym unieruchomioną rybę w niewielkiej ilości wody konsument zanosi do domu, aby ją zabić i zjeść.

Kim są ryby? Aby dowiedzieć się więcej na ich temat, warto przeczytać książkę Victorii Braithwaite „Do Fish Feel Pain?”, z której dowiemy się dużo więcej niż czy ryba czuje ból. Ból to nie tylko receptory bólu w skórze przesyłające do mózgu informację o uszkodzeniu tkanki, ale również szereg zmian fizjologicznych i zmian zachowania świadczących o tym, że ryba przeżywa emocje, myśli, przetwarza informacje, zapamiętuje zdarzenia i uczy się na swoim doświadczeniu. Inaczej rzecz ujmując, posiada różne zdolności poznawcze, które pomagają jej lepiej funkcjonować w jej świecie i które sprawiają, że nie jest jej wszystko jedno, co się z nią dzieje. Uszkodzeniu ciała towarzyszy ból i strach. Jeśli ją kaleczymy, sprawiamy, że cierpi. Jeśli zabijamy, odbieramy jej nieodwracalnie to, co ma najcenniejszego – jej życie.

Zastanawiasz się, co możesz zrobić. Wiadomo, że nie stawisz czoła rybołówstwu. Często nawet trudno jest stawić czoła kierownikowi sklepu, gdzie sprzedawane są karpie. Nie, nie podam cudownego rozwiązania. Świat nie jest skonstruowany tak, by mogło zmienić go dotknięcie czarodziejską różdżką. Magię pozostawmy magikom. Ale ruchy społeczne wprowadzające zmianę są faktem. Zaś każdy ruch społeczny składa się z pojedynczych ludzi, którzy mówią „nie” zastanej sytuacji i postanawiają wprowadzić swoją deklarację zmiany w życie. Każdy z nas w społeczeństwie obywatelskim może wyrażać swoją wolę między innymi portfelem. Dlatego zachęcam: po prostu nie płać nikomu za krzywdzenie i zabijanie zwierząt. I zachęcaj do tego innych. A w sklepie przed Świętami reaguj, zwracaj uwagę ekspedientom na ilość wody w zbiorniku. Jeśli Cię zignorują, proś o rozmowę z kierownictwem. Bądź zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie.

Katarzyna Biernacka


Alicja Spodenkiewicz

Weganka od 2002 roku. W Empatii od tak dawna, że nie pamięta już od kiedy. Jest lekarką weterynarii. Pracuje dla organizacji pozarządowych. Prowadzi dom tymczasowy OGON- Opieka nad Gryzoniami Odrzuconymi i Niechcianymi. Trafiają tam zwierzęta uratowane przed śmiercią w laboratoriach. Być w środowisku prozwierzęcym i nie znać Alicji to niemal niemożliwe.

Pomóż nam działać

Wspieraj Empatię

Darowizna

Podaj kwotę

1.5_procentpodatku

Przekaż